Kultowy Kraków dla poszukiwaczy rzeczy niezwykłych

Widok na Forum Przestrzenie w Krakowie z lotu ptaka. Po lewej ustawione parasole obok leżaki i foood tracki. Obok Forum karuzela i balon na ogrzene powietrze. Po prawej rzeka Wisła z zacumowanymi barakmi, w tle Zamek na Wawelu.
Miejsca i rzeczy niezwykłe, kultowe, przyciągające niezwykłością i oryginalnością. Nie do końca potrafimy je zdefiniować, raz jest to film, raz książka, innym razem wyjątkowa potrawa. Innym niezwykła architektura, ulica, całe miasto nawet. Właśnie taki jest Kraków – oryginalny, pełen niespodziewanych miejsc, zdarzeń i smaków. To miejsca dla koneserów kultur i otwarcia na nowe odkrycia.

Turyści rzadko jeździli do krakowskich dzielnic – Nowej Huty czy Zabłocia. Miejsca zarezerwowane dla lokalsów szybko stały się jednak modnymi adresami wybieranymi przez ludzi, którzy uciekają od głównych salonów miasta. Szukają alternatyw do Wawelu, Sukiennic, Rynku Głównego i restauracji z białymi obrusami. Takich którzy stawiają na luz, oryginalność, niewymuszoność. I tak, w budynkach poprzemysłowych rodziły się niezależne galerie, projekty, spotykali się ludzie, którzy nie chcieli płynąć w głównych nurtach. Dziś Nowa Huta i Zabłocie to miejsca, które przyciągają coraz więcej spragnionych innej, niż królewska, historii. Kombinaty, dzielnice przemysłowe ożywają w nowych aranżacjach, stając się przystanią krakowskiej bohemy, miejscami dobrych kulinarnych adresów. Jeśli jesteście ich ciekawi - zapraszam. Nie będziecie się nudzić.

Nowa Huta. Raj zbudowany ze stali

To miasto założyli komuniści, aby zgnębić Kraków. Mieli tu mieszkać robotnicy, którzy produkować mieli stal na czołgi i głosować, jak chcą komuniści. Stało się inaczej – to oni pierwsi się zbuntowali, to tu wybuchały największe strajki i tu powstawała „Solidarność”. Po latach okazało się, że ten fragment miasta, to jedno z lepszych miejsc do mieszkania. Jeżeli chcecie zobaczyć, jak wygląda miejsce zaprojektowane przez Stalina, a które zapełniło się lokalnym rytmem i wyjątkową kulturą, przyjedźcie tu. Zobaczycie fantastyczną architekturę, napijecie się wódki w najszykowniejszej knajpie z komunistycznych czasów, a nawet możecie zajrzeć do przeciwatomowego schronu i zobaczyć budynek dyrekcji huty stali, która wygląda jak renesansowy pałac włoskich dożów.

Bo Nowa Huta żyje swoim życiem. A jest atrakcyjna nie tylko przez historię, ale też ludzi, którzy dziś przywracają ją pamięci: literatom, aktorom, muzykom i zwykłym mieszkańcom, nie wyobrażającym sobie innego niż nowohucki adres. Pamiętam czasy, kiedy to nowohucianie jeździli pod Wawel do knajpy na koncert i teatru, a dziś jest odwrotnie. Nowa Huta, kiedyś dzielnica duchów i emerytów, stała się najbardziej hipsterskim kawałkiem Krakowa. Zobaczcie, jak razem z centrum miasta tworzą dość oryginalny system naczyń połączonych. Latem z Krakowa jedzie się nad zalew nowohucki, gdzie tutejszy Teatr Łaźnia Nowa, pod chmurką urządza prawdziwą artystyczną ucztę, a w chłodne dni do Nowohuckiego Centrum Kultury na wystawy jednych z najbardziej oryginalnych polskich artystów – Zdzisława Beksińskiego i Jerzego Dudy-Gracza. Nie wiem czy wiecie, ale w barach mlecznych, które wciąż tu istnieją warto zjeść pierogi, galaretkę czy schabowego, a potem pójść do kultowego lokalu Stylowa, gdzie obiadował komunistyczny premier Józef Cyrankiewicz, przodownicy pracy i elita podziemia gospodarczego, posłuchać wciąż żywych tu opowieści o strajkach i protestach „Solidarności”, pracy „na kombinacie” - w którym gościł między innymi Fidel Castro. Bo Nowa Huta to miejsce z pokręconą historią, którą tu poczujecie. Ta, która powstała w głowie sowieckiego dyktatora Józefa Stalina jako idealne miasto socrealizmu, zaskoczy was i zachwyci. Bo główni architekci nowego raju, w którym planowano kombinat metalurgiczny, pomyśleli o nim tak, by jego pracownicy zamieszkali w przestrzeni bez przedmieść i zaułków, w zwartej i koncentrycznej zabudowie. Dziś to perełka stylu socrealistycznego, którą podziwiają światowi urbaniści. Jej sercem jest plac Centralny (dawniej Józefa Stalina dziś Ronalda Reagana), od którego wychodzą najważniejsze trakty, którymi możecie spacerować. Budowle są monumentalne i potężne, bardziej przypominające renesansowe pałace niż siermiężne klitki. W planach był kiedyś ratusz i dzielnica urzędnicza, ale po administracyjnym włączeniu Huty do Krakowa w 1951 roku, plany się posypały. Huta wyrosła, a pod nią, kilka metrów pod ziemią wyrosło miasto równoległe. Bunkry zaczęto budować pod koniec lat 50., kiedy sytuacja polityczna i w Polsce, i na świecie była napięta. Zimna wojna, wyścig zbrojeń i zagrożenie konfliktem sprawiały, że pod blokami, szkołami, przedszkolami czy szpitalami zaczęły powstawać miejsca, w których by się można było ukryć na wypadek wojny i nalotów. Bunkrów jest ok. 250, ale nie są połączone tajemnymi przejściami, zapadniami czy windami, nie ma w nich zakopanych buntowników, wrogów ludu ani zamurowanych niewiernych żon. Są za to stanowiska dowodzenia, szpitalne sale z łóżkami, kroplówkami i piżamą w paski, autentyczne maski gazowe, mapy, telefony, które miały ponoć połączenie z Moskwą…

Na zakończenie. Krakowska dzielnica Nowa Huta może wkrótce znaleźć się na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO.

Ulica Tatrzańska. Schody do skupienia

Ma i Kraków swoje słynne schody. Nie tak popularne, jak Hiszpańskie w Rzymie, czy wiodące do Casino de Paris, ale za to tajemnicze i posiadające swoją mroczną historię. Chcecie je zobaczyć? Kiedyś było to miejsce okryte złą sławą; zaułek straceń na Wzgórzu Lasoty, zwany Na Zbóju. To miejsce, gdzie w odległych czasach rabowano kupieckie karawany, a później przeprowadzano egzekucje. Stała tu szubienica miejska, na której zawisło wielu opryszków, ale nie tylko. W tym miejscu na pal wbito wodza powstania chłopskiego na Podhalu, Aleksandra Kostkę-Napierskiego. Od 1932 roku do Placu Lasoty wiedzie ulica zwana Tatrzańską, mała i urokliwa, łączy ulicę Rękawka i Andrzeja Potiebni właśnie z Placem Lasoty. Wiedzie między szarymi kamienicami a stokiem góry prowadzącej do kościółka świętego Benedykta. I choć wznosi się niemal do nieba, nie dochodzi się nią na żaden tatrzański szczyt. Można nią za to wyruszyć na Wzgórze Lasoty. I nie będzie to taki znowu zwykły spacer. 55 schodów, którymi wystartujemy w górę, pomalowanych jest w kolorach tęczy. Na każdym wypisana jest sentencja, której autorami są znani polscy artyści, głównie związani z Krakowem. 

Hotel Forum. Plażing z widokiem na Wawel

Jeden z najbardziej tajemniczych budynków Krakowa. Ekskluzywny hotel budowany przez ponad 11 lat i otworzony tuż przed upadkiem komunizmu, działał lat 13, od 20 lat nie przyjmuje gości, a jednak żyje i jest jednym z najbardziej energetyzujących miejsc miasta. Na początku mówiono, że jest to spowodowane wadami konstrukcyjnymi, później winą obarczono pobliską Wisłę, której wody miały zalewać hotelowe piwnice. Zobaczcie dziś ten budynek z widokiem na Wawel i kościół na Skałce! To najdroższa działka w mieście, a dawne pokoje hotelowe w większości wciąż tu niszczeją. Na szczęście kilka lat temu dawny hotel stał się ulubioną miejscówką szukających niebanalnej przestrzeni, rozrywki, sztuki i odpoczynku. W dawnych pomieszczeniach znajdują się sauny, zimą przed hotelem budowane jest lodowisko, a latem na leżakach odpoczywają setki krakowian i turystów. To najsłynniejszy krakowski plażing, czas płynie tu jak Wisła, nieco wolniej. Forum stało się przystanią nowego dizajnu, młodych artystów, muzyki alternatywnej. Tu chodzi się na jedzenie, koncerty, targi i wystawy. Jeśli szukasz winyli, ciuchów z dawnej epoki, to miejsce jest dla ciebie.

Handel wymienny. Targ Pietruszkowy

Kto by pomyślał, że tak mało atrakcyjna pietruszka stanie się symbolem nowych jedzeniowych trendów i zakupowej mody. Bo pietruszkowy targ to miejsce, gdzie żywność trafia prosto od rolnika do koszyka. Tak jak kiedyś, kiedy w mieście Podgórze po prawej stronie Wisły chodziło się na jatki podgórskie, by kupić świniaka, kurę na rosół czy pomidory, tak dzisiaj w sobotę idzie się z siatkami na Plac Niepodległości, by u znajomego gospodarza zaopatrzyć się w sprawdzony produkt. Filozofia działania tego miejsca nie jest skomplikowana. Ma być naturalnie, czyli ekologicznie i bez chemii. Kabaczki, marchewki, kalafiory trafiają do podgórskiej pietruszkowej oazy z małych gospodarstw, lokalnych, bo położonych do 150 kilometrów od Krakowa. Nie ma tu pośredników, kupuje się bezpośrednio od pani Joli z Zatoru, pana Jana z Lipnicy Murowanej czy Kasi z Liszek. Targ uzależnia, bo jeśli się spróbuje soków od Bargiela czy serów od Sewerynów, wraca się po nie. Chleby, ryby, miody, wędliny, jaja, zboża nie mają anonimowej twarzy. Stoją za nimi konkretni ludzie, ich historie. Jacek Bender z Regulic zwany przez niektórych Brodatym, u którego kupuje się jarmuż czy musztardowiec, ograniczył maszyny do minimum, a żniwa odbywają się u niego za pomocą sierpa i kosy. A Andrzej Wnęk z Lipnicy Górnej, jeden z pionierów ekologii, dostarcza wyłącznie chleb, wytwarzany z mąki zbóż rosnących w gospodarstwie i mielony kamiennymi żarnami.

Kino Pod Baranami. Kino Paradise

Mieści się przy Rynku Głównym. Podobno była tu gospoda, w której trzymano barany. Miałoby to sens, patrząc na godło kamienicy, na której zobaczycie dwa złączone głową barany. W gospodzie biesiadować mieli słynni poeci polskiego renesansu, ojcowie polskiego języka – Jan Kochanowski czy Mikołaj Rej. W miejscu tym w XVI wieku powstał renesansowy pałac, który zmieniał właścicieli, by w 1822 roku przejść w ręce Potockich, jednej z najpotężniejszych magnackich rodzin w Polsce, (ich własnością był do wybuchu II wojny światowej). Po wojnie budynek stał się komunistycznym domem kultury, w piwnicach którego funkcjonował surrealistyczny kabaret Piwnica pod Baranami. W 1969 roku, w pałacu Potockich, powstało niezależne, studyjne kino, które od razu pokochali miłośnicy ambitnego repertuaru, którzy nie cierpią multipleksów. Pod Baranami można oglądać także przygody Bonda. Twórcy kina nie chcą się bowiem zamykać w żadnych etykietach, zwłaszcza tych, które odstraszają. Tak więc obok kina artystycznego w Pałacu można obejrzeć „Gwiezdne wojny” tyle, że bez popcornu. Tradycja kina to z jednej strony kontynuacja dzieła Centrum Filmowego Graffiti, czyli kin Wanda czy Atlantic – ale też otwartość na inne przejawy kultury. Otwartość i dialog, w których najważniejsze jest zarażanie innych pasją, nie zapominając również o najmłodszej widowni, która ma całkowicie inne potrzeby.

Zabłocie. Tu bije industrialne serce Krakowa

Kiedyś przemysłowa dzielnica miasta, dziś nowoczesne postindustrialne city z modnymi knajpami i loftami, w których cena za metr kwadratowy przyprawia o ból głowy. Najmodniejszy adres w mieście, który przyciąga osoby stroniące od banalności i nudy. Jeszcze kilkanaście lat temu kojarzyła się z ciemnymi ulicami, opuszczonymi fabrykami kosmetyków, cukrów, nieczynnych składów soli i huty szkła. Gdzieniegdzie w starych przestrzeniach funkcjonowały alternatywne kluby, których nie stać była na wynajem lokalu w centrum miasta, a tu mogły go mieć za psie pieniądze. I właśnie w takie miejsce, szare, zaniedbane, podjeżdżały setki autobusów, by zaparkować w pobliżu ulicy Lipowej i zobaczyć fabrykę Emalia i miejsce, w którym Oskar Schindler ratował Żydów. Dziś także podjeżdżają, ale parkują w całkiem innej rzeczywistości. Bo Zabłocie po liftingu to dziś miejsce tętniące życiem, mające świetne gastronomiczne punkty, pracownie artystyczne, nowoczesne muzea, przestrzenie koncertowe. W murach dawnej fabryki Emalia Oskara Schindlera jest wyjątkowe muzeum opowiadające o Krakowie w latach II wojny światowej z ekspozycją dotyczącą Schindlera. A wprost przyklejony do tego budynku, znajduje się gmach Muzeum Sztuki Nowoczesnej MOCAK. Autor projektu imponującego budynku, Włoch Claudio Nardi, stworzył bryłę, którą autor z typowo włoskim podejściem do architektury starał się nawiązać do zastanego, podkreślając kulturowy charakter miejsca. MOCAK wtapia się w otoczenie, zachowując ciągłość pomiędzy tym, co istniało tu wcześniej, a nowoczesnością. To miejsce to także fajna kawiarnia, biblioteka, punkt spotkań i warsztatów.

Bulwary Wiślane. Utopione marzenia cesarza

Kiedyś część projektu sprzed 100 lat mającego połączyć rzekami Wiedeń ze Lwowem, dziś najbardziej otwarta przestrzeń Krakowa. Marzenie o tym, by stały się fragmentem kanału Dunaj-Odra-Wisła-Dniestr obrócił w gruz wybuch I wojny światowej i rozpad Austro-Węgier. I tak najambitniejsza inwestycja monarchii habsburskiej nigdy nie została dokończona. Po II wojnie światowej Bulwary Wiślane zaczęły nabierać spacerowego charakteru, a dziś, dzięki Wiślanej Trasie Rowerowej, która jest częścią drogi EuroVelo, stały się ulubionym miejscem aktywnego wypoczynku rowerzystów, rolkarzy i pasjonatów hulajnogi. Bulwary tętnią dziś swoim życiem, choć nadal przy Moście Dębnickim, rozgrywa się na świeżym powietrzu partyjki szachów. Wieczorami siedzi się na jednej z barek zacumowanych przy brzegu, na leżakach, lub plaży miejskiej, która powstała obok Mostu Kotlarskiego. Bulwary to także kultowa kładka Bernatka z wiszącymi rzeźbami i kłódkami zakochanych łącząca lewy i prawy brzeg Wisły, dzielnice Kazimierz i Podgórze. To food trucki, które ustawiają się latem tuż nad rzeką, koncerty pod Wawelem, letnie kino na świeżym powietrzu, karuzele pod Hotelem Forum i niewymuszona atmosfera. Niezobowiązujący luz, który odróżnia promenadę od, choćby, krakowskiego Rynku.

Knajpy, czyli bycze jądra i kiełbasa z rusztu znana na całym świecie

Tu trendy są niemalże sezonowe. I dobrze. Bo dzięki temu gastronomiczny Kraków żyje. I je od samego rana do późnej nocy. Ostatnimi sezonami na śniadanie idzie się, a jakże, do Rannego Ptaszka (ulica Augustiańska 4) na szakszukę, lub na ulicę Miodową do Hamsy. Niektórzy wolą wciąż Charlotte na placu Szczepańskim, gdzie je się świeże bagietki z widokiem na miejską fontannę. A potem można się zapuścić na inne salony. Kraków, który jest od kilku lat królestwem food trucków ma wiele zaułków, w których je się prosto z wozu, siedząc na drewnianych lub plastikowych skrzynkach po piwie i przy piwie. Warto zajść do skweru przy starej, zabytkowej zajezdni tramwajowej przy ulicy św. Wawrzyńca, gdzie swoje wozy zaparkowali między innymi spece od frytek belgijskich (podwójnie wysmażanymi na smalcu), mistrzowie od eko hamburgerów czy słynnych azjatyckich misek. Ci, którzy szukają ekstremalnych wyzwań mogą zajść na ulicę Brzozową 17. W Karakterze powstała bowiem najodważniejsza z kart pod Wawelem. Nawiązuje do tradycji, ale łączy je z najnowszymi trendami i modami. Charakter Karakteru to choćby krem z kiszonej kapusty ze słoniną czy pasztet z byczych jąder podawany z kremowym sosem z orzechów laskowych i winogronami z rozmarynem. Stek rzeźnika, żebro wołowe pieczone osiem godzin i koninę zostawiam dla prawdziwych kozaków. Kto nim nie jest, może zjeść w Alchemii przy Placu Nowym albo na Krakowskiej 27 w modnym i szykownym Nolio mieszczącym się w Domu Norymberskim. Miastowa na Rynku Głównym, wegetariańska Karma przy Krupniczej nadal trzymają poziom. W trendach wciąż są zapiekanki z okrąglaka, kumpir pod Halą Targową i wiecznie atrakcyjne, zwłaszcza po piwie i winie kiełbaski z rusztu, czyli pierwszy w Krakowie food truck, opisywany na całym już chyba świecie.

Murale, czyli zaprowadzimy was do Hadesu

Jest ich kilkaset. Niektóre anonimowe, przypadkowe, zaskakujące, inne robione w ramach festiwali, artystowskich wydarzeń, wielkich alternatywnych poruszeń. I wcale nie są czymś nowym, bo Street Art ma w Krakowie całkiem niezłą przeszłość. Przy Pawiej na przykład wciąż można zobaczyć mural, który powstał jeszcze w czasach PRL i był reklamą kosmetycznej firmy Miraculum. To jeden z najstarszych murali w mieście. Kilka lat temu miasto doliczyło się aż 300 murali, wśród nich tak znane jak "Roboty" na elewacji kamienicy przy ul. Zwierzynieckiej, które pojawiły się w 2015 roku i zakryły pomazaną ścianę. W mural efektownie wkomponowana została skrzynka przewodów elektrycznych, tworząca korpus jednego z robotów. Autorką projektu "Robotów" jest Małgorzata Rybak. Mural powstał w ramach działań fundacji Świadoma Przestrzeń i projektu "101 Murali dla Krakowa". Ja osobiście lubię i cenię mural Kamila Kuzko „Hermes” prowadzący bohaterów do Hadesu. By go podziwiać musicie przyjść na róg ulicy Chodkiewicza i Grzegórzeckiej. Warto, bo jest imponujący. Murale, niegdyś niszowe, dziś popularne, zmieniające charakter przestrzeni, stanowią atrakcję turystyczną, niosą za sobą ważne przesłania. Tak jak słynny mural na ulicy z świętego Wawrzyńca 14, na którym zobaczycie dostojnego lwa z twarzą zagubionego dziecka. Motyw grafiki wykonanej przez izraelskiego artystę Pila Peleda nawiązuje do Lwa Judy, żydowskiego symbolu narodowego. Sam autor tak mówi o swoim dziele: Dziecko to mały, przerażony naród. W połączeniu z lwem – symbolem siły – przypomina wieczną walkę Żydów. Mural odkrywa również dziecko w każdym z nas. Uświadamia potrzebę walki z własnymi lękami. Juda symbolizuje siłę i prawość. Juda dała imię wszystkim Żydom.

Koniecznie zobaczyć musicie Krakowski Szlak Street Artu

Maczanka, czyli o tym, że hamburger narodził się w Krakowie

Maczanka to taki twór, na który składa się przekrojona bułka, polana sosem spod mięsa, nadziana płatem pieczonego schabu bądź karkówki z kminkiem. Zanim recepturę zapożyczył sobie Louis Lassen z New Haven i zbił na tym fortunę, krakowską wersję hamburgera jadano już pod Wawelem w 1892 roku w lokalu Kosha na rogu Grodzkiej i Poselskiej (głowę za to dają znawcy Krakowa, Mieczysław Czuma i Leszek Mazan). Dziś ta galicyjska potrawa przeżywa spektakularną reaktywację zarówno w wersjach wykwintnych, jak i ulicznych. Spróbujcie jej koniecznie w wersji ulicznej, czyli od magików Andrus Food Truck. Ich pomysły na dekonstruowanie tego dania zdają się niekończące (a to dodadzą bundza i moskola, a to musu z pieczonego buraka czy konfitury z jarzębiny, wysmażanej przez nich samych). Nigdy nie wiesz, czym cię zaskoczą. Ostatnio jadłam tam maczankę z serem kozim i wędzoną marchewką. Niebo w gębie.

Multimedia


Baner - wydarzenia.jpg

Powiązane treści